Uniformy i fartuchy Big Mango
Zdarza mi się szyć rzeczy w ilościach zbliżających się do nieskończoności.
Generalnie można się zrelaksować przy kilometrach szwu, a to wszytko w trzech kolorach - czarny, brązowy , czerwony.
Można też przy 10 dziurce mieć serdecznie dość tych trzech kolorów - czarny, brązowy, czerwony.
I wiecie jak jak kocham wypustki. :) No kocham bezgranicznie. Tutaj czerwony.
Ale przy pierwszym kilometrze lekko poczułam potrzebę zrobienia większej przerwy między nami. Ona czerwona dalej szła między czarne i brązowe.
Po wszyciu około 15km wypustki doszłam jednak do wniosku, że to nie tylko uwielbienie a miłość.
Dlatego nie pozostaje mi nic innego i nadal wszywać wypustki jak leci i gdzie popadnie, czerwone, brązowe a nawet czarne.
Fartuchy i uniformy to projekt dziewczyn z Big Mango, przecież ja sama nie strzeliłabym sobie w kolano.....ach te wypustki. Miały być takie jak są. Luźne. Czerwone, czarne, brązowe.
No dobra, w sprawie fartuchów maczałam palce, zapinane są na zatrzask plastikowy umieszczony na taśmie rypsowej - szybkość ściągania takiego fartucha jest idealna dzięki temu.
Duża kieszeń z przodu i wieszaczek na ściereczkę jest również.
Kratka pochodzi z Tajlandii....a bo jeszcze nie mówiłam o najważniejszym . Uniformy i fartuchy sztuk dużo mieszczą się na ul.Bronowicka 23 w Krakowie w tajskiej restauracji Big Mango . No i ten tego, jeśli lubicie tajskie jedzenie to śmiało, śmiało , śmiało tam się udajcie.
Nie będę się wypowiadać o jedzeniu, bo byłabym lekko stronnicza. Gdy tylko jestem u dziewczyn w domu to wyjadam tonami ich zapasy. Nawet tu widać , że ciągle jem u nich.
No dobra coś powiem - jest ostro , ale smacznie. Zupa 'jakaś tam' ( jeszcze tajskiego się nie nauczyłam, więc parafrazuję :D ) ostra , ale kwaśna a na końcu słodka - według mnie wielkie wow - jesz jedną rzecz , a masz trzy smaki jeden po drugim !!Bosko. Nawet dzięki tej zupie zapomniałam o wypustkach. Czerwony, brązowy, czarny.
SOK Z MANGO - aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa KOCHAM.
Misie - bo jest kącik dla dzieci - też się napiły :)
Mateusz poleca :)
Generalnie można się zrelaksować przy kilometrach szwu, a to wszytko w trzech kolorach - czarny, brązowy , czerwony.
Można też przy 10 dziurce mieć serdecznie dość tych trzech kolorów - czarny, brązowy, czerwony.
I wiecie jak jak kocham wypustki. :) No kocham bezgranicznie. Tutaj czerwony.
Ale przy pierwszym kilometrze lekko poczułam potrzebę zrobienia większej przerwy między nami. Ona czerwona dalej szła między czarne i brązowe.
Po wszyciu około 15km wypustki doszłam jednak do wniosku, że to nie tylko uwielbienie a miłość.
Dlatego nie pozostaje mi nic innego i nadal wszywać wypustki jak leci i gdzie popadnie, czerwone, brązowe a nawet czarne.
Fartuchy i uniformy to projekt dziewczyn z Big Mango, przecież ja sama nie strzeliłabym sobie w kolano.....ach te wypustki. Miały być takie jak są. Luźne. Czerwone, czarne, brązowe.
No dobra, w sprawie fartuchów maczałam palce, zapinane są na zatrzask plastikowy umieszczony na taśmie rypsowej - szybkość ściągania takiego fartucha jest idealna dzięki temu.
Duża kieszeń z przodu i wieszaczek na ściereczkę jest również.
Kratka pochodzi z Tajlandii....a bo jeszcze nie mówiłam o najważniejszym . Uniformy i fartuchy sztuk dużo mieszczą się na ul.Bronowicka 23 w Krakowie w tajskiej restauracji Big Mango . No i ten tego, jeśli lubicie tajskie jedzenie to śmiało, śmiało , śmiało tam się udajcie.
Nie będę się wypowiadać o jedzeniu, bo byłabym lekko stronnicza. Gdy tylko jestem u dziewczyn w domu to wyjadam tonami ich zapasy. Nawet tu widać , że ciągle jem u nich.
No dobra coś powiem - jest ostro , ale smacznie. Zupa 'jakaś tam' ( jeszcze tajskiego się nie nauczyłam, więc parafrazuję :D ) ostra , ale kwaśna a na końcu słodka - według mnie wielkie wow - jesz jedną rzecz , a masz trzy smaki jeden po drugim !!Bosko. Nawet dzięki tej zupie zapomniałam o wypustkach. Czerwony, brązowy, czarny.
SOK Z MANGO - aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa KOCHAM.
Misie - bo jest kącik dla dzieci - też się napiły :)
Mateusz poleca :)
Jestem pod wrażeniem nie ilości,ale jakości:)
OdpowiedzUsuńWow! Loluś! Pełna profeska! czerwona, czarna czy brązowa - wszystko piękne :-)
OdpowiedzUsuńFajny klimat,frajda dla małego.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiło spędzony czas, fajne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńProfeska! Ale tych kilometrów wypustek nie zazdroszczę, bo w przeciwieństwie do ciebie nie znoszę ich wszywać.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale robienie czegoś, czego się nie lubi - i do tego przekonywanie siebie, że każda sztuka musi być równo. Podziwiam, bo wiem, ile siły woli musiało Cię kosztować wykonanie tych wypustek równo.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ja poluję na wzór fartucha - zupełnie takiego, jak ten fragment na dole, z dobrze dopasowanym paskiem i miejscem na ścierkę - ale nie mogę znaleźć :( Pewnie jak trafię na wyprzedażach na odpowiedni materiał, to będę improwizować ;)
O ja cie! i te wypustki czarne,czerwone i brązowe! kilometry zaliczone.....pewnie cały maraton już zaliczyłaś -:))))
OdpowiedzUsuńPozdrawaim
Grrrrr nie pamiętam by udało mi się napisać dobrze słowo....... POZDRAWIAM!!!!!!!
UsuńSuperaśne fartuchy i knajpka też wygląda ciekawie :)
OdpowiedzUsuńto sie troszke nauczylas tajskiego?? zycze duzo takich zlecen jeszcze
OdpowiedzUsuńjak ty piszesz o tych kilometrach wypustek i masie guzików, to wydaje mi się jakbyś to uszyła ekspresowo :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio uwielbiam kuchnię tajską tylko do Krakowa ciut daleko!
O wow jaki ciekawy projekt! Przepiękne te uniformy i jako fanka wszelkiej kuchni nie mogę się napatrzeć na zdjęcia ;))
OdpowiedzUsuńZgłodniałam strasznie... i dodatku chyba też kocham wypustki.... :)))
OdpowiedzUsuńŚwietne uniformy:) podziwiam:)
OdpowiedzUsuńo, to jednak nie są papryczki na fartuchach? Ale to i lepiej, kratka jest mniej pretensjonalna. I jeszcze masz dzieci, których nie wstyd zabrać do restauracji:) Chcę być jak Ty!
OdpowiedzUsuńNoooo jestem z Ciebie duma :) Pięknie :) i bardzo fajne kolorki :)
OdpowiedzUsuńnormalnie ja się tam wybiorę :D
OdpowiedzUsuńsuper, też chcę taki
OdpowiedzUsuńBędę mogła udawać że gotować umiem:)
No super! Ja jeszcze nic nie szyłam z wypustką :(
OdpowiedzUsuńPiękne fartuchy :) I widać,że właściciele też zadowoleni
OdpowiedzUsuńPięknie wszystko w spół gra, te kolorki. Miło spędzasz czas. Dzieci zapewne mają radochę.:)
OdpowiedzUsuńWyszła Ci z tego całkiem ciekawa fotorelacja... i bardzo zazdroszczę cierpliwości ( no tak lub miłości) do wypustek :)
OdpowiedzUsuńAsiek, szalejesz!:) Wyszło świetnie, no ale to oczywiste bo inaczej wyjść nie mogło. Ja się do tych wypustek przymierzam i pomyślałam, ze na dobry początek to może poduszki z tym zrobię?:P
OdpowiedzUsuńO rany, jesteś absolutną fachurą w tym temacie, chylę czoła, poważnie. Zwłaszcza przed tym, że uszyłaś ileś tam sztuk, takiej samej rzeczy. Ja tego nie lubię... Uszyłam własnie pościel, gdzie wypustkę robiłam z tasiemki, z powodu braku odpowiedniego koloru wypustkowego, i myślałam , że zwariuję przy ochraniaczu na łóżeczko , materiał się lekko naciągnął, tasiemka nie. Myślałam, że to rozerwę z nerwów, ale po prostu uciupałam ciut ochraniacza, co się był "wydłużył". Niemniej jednak, tyle sztuk na raz. W dodatku ciuch, a ciuch nadal poza moim zasięgiem jest. Znaczy nie próbowałam nawet. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńUhuhu ale profeska! :) Świetnie wyglądają! Napracowałaś się co nie miara, ale tą pracę widać na każdym fartuszku :) Gratuluję, świetna robota! :)
OdpowiedzUsuńJak na Bronowickiej, to na rzut beretem ode mnie. I czemu ja tam jeszcze nie byłam? Uniformy perfekcyjne, wszywaj, wszywaj :D
OdpowiedzUsuń